1. Pomóż im rozwinąć zdrowy dialog wewnętrzny, aby radzić sobie z dokuczaniem. Uczenie dzieci, że potrafią mówić pozytywnie do samych siebie, jest dobre. Kiedy rodzice zachęcają młodych ludzi do wewnętrznego dialogu, dzieci lepiej radzą sobie z frustracją i rozczarowaniem .
Mój syn ma 8 lat. Chodzi do pierwszej klasy. Nie może sobie znaleźć kolegów, nie odnajduje się w środowisku klasowym. Bardzo cierpi, niechętnie chodzi do szkoły - właściwie to codziennie wypycham go na siłę. Tłumaczę mu, że do szkoły trzeba chodzić, że bez niej nie spełni się jego marzenie o byciu policjantem. Koledzy go nie akceptują - Dawidek jest bardzo wysoki na swój wiek, ma 155 cm wzrostu i waży 62 kg, jest zatem "inny" od swych rówieśników. Odkąd pamiętam syn miał takie problemy, już w żłobku stał zawsze z boku, potem w przedszkolu było tak samo, teraz również w szkole. Wiem że on bardzo pragnie mieć jakiegoś przyjaciela i bardzo cierpi, że nikt nie chce nim zostać. Jestem załamana i bezsilna, bo niewiem jak pomóc mojemu dziecku. Wychowawczyni twierdzi, że Dawid nie umie się zachować, jest coraz bardziej nerwowy i zaczyna to okazywać. Pedagog szkolny skierował nas do poradni psychologicznej, bo pojawiły się problemy z nauką, ale wizyty w niej niewiele dają. Pani ciągle wpisuje mu uwagi, że Dawid skarży na kolegów, ale on twierdzi, że oni mu dokuczają, a on niepotrafi sie obronić. Jak mu pomóc? Boję się, że w końcu wpadnie w depresję. Dawidek ma jakieś blokady psychiczne uniemożliwiające mu życie wśród ludzi. To powoduje jego ogólne zniechęcenie. Dziwne jest, że przez tyle lat, żaden wychowawca nie skierował go do specjalistów, by ustalili przyczynę jego trudności w komunikowaniu się ze światem i pomogli ją usunąć. Trwająca od dawna sytuacja mogła utwierdzić chłopca w przekonaniu, że jest gorszy. Mógł przestać wierzyć w siebie. Dzieci bywają okrutne i chętnie wyżywają się na psychicznie słabszych. A taki jest Dawidek. Twój synek jest inny, bo nie uczestniczy w życiu rówieśników. Jest bezbronny, bo jest sam. Dlatego, koledzy mu dokuczają. Sprawa nietypowego wzrostu czy wagi jest dodatkowym pretekstem do zaczepek. Dziecko broni się przed napaściami kolegów jak umie. Nie chce ich bić (co jest ogromnym plusem, zwłaszcza przy takiej przewadze fizycznej) więc skarży, licząc na pomoc osoby dorosłej. Zamiast pomocy otrzymuje naganę. Przy naszym oglądzie świata nagana jest słuszna, bo przecież nie należy donosić na kolegów. Jednak w sytuacji Dawidka, który nie radzi sobie z podstawowymi problemami społecznymi jest to kolejny cios. Przejawił aktywność i dostał burę. Znów trudny i nie w pełni zrozumiały dla niego świat obraca się przeciw niemu. Zamyka się w sobie coraz bardziej, bo się zniechęca. Coraz mniejsze zainteresowanie nauką, coraz większa nerwowość (bywa agresywny, niegrzeczny) wskazują na to, że popada on w coraz głębszy konflikt z całą otaczająca go rzeczywistością. Dlaczego o tym piszę? By pomóc Ci zrozumieć, jakie mechanizmy mogą u Twego synka powodować sytuację, która (słusznie) bardzo Cię niepokoi. Bez energicznej pomocy kłopoty Dawidka będą coraz większe i nie będzie mógł uczestniczyć w normalnym życiu. Nie wiem na czym polegają "wizyty" w poradni. Skoro uważasz, że są nieskuteczne, spróbuj poszukać innego psychologa albo lekarza - psychiatry dziecięcego. Dawidka trzeba bardzo dokładnie przebadać. Zaburzenia tego typu mogą mieć podłoże zarówno psychologiczne jak i neurologiczne. Być może synkowi potrzebna jest inna pomoc psychologa, niż dotychczasowa. Może równocześnie potrzebna jest zmiana szkoły (są szkoły dla dzieci z różnorodnymi kłopotami) - ale to będzie wiadomo po dokładnym ustaleniu przyczyn obecnego stanu Twego synka. Życzę powodzenia. Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta Barbara Śreniowska-Szafran
Bazując na swojej szerokiej wiedzy oraz doświadczeniu pokazuje na co, powinniśmy zwrócić uwagę w procesie edukacji i rozwoju dzieci, aby nauka nie stała się dla nich drogą przez mękę. W 10 rozdziałach opisuje, jak wygląda nasz system edukacji oraz podrzuca pomysły, co mogłoby zostać w nim zmienione i w jaki sposób.
Dziś chciałam Wam opowiedzieć o tym, jaki błąd popełniłam szukając przyczyny zachowań moich dzieci “nie takich jakie bym chciała”. Wydawało mi się, że wiem skąd się biorą, ale przez dwie przypadkowe sytuacje okazało się, że byłam w błędzie! Zawsze staram się spojrzeć na daną sytuację oczami dziecka, a nie tylko patrzeć ze swojego, dorosłego punktu widzenia. Ale nigdy nie wiem, co dokładnie siedzi w głowach moich dzieci! Mogę się jedynie domyślać albo szukać podpowiedzi w mądrych książkach, które jeśli są wartościowe – to Wam je tu polecam. Historia Tobiasza Tobiś mając nieco ponad rok poszedł do żłobka. Początki jak się można było domyśleć były płaczliwe, ale po jakimś czasie przeszliśmy od płaczu przy drzwiach do etapu, gdy chętnie biegł do placówki i wciskał dzwonek do drzwi. W żłobku były 2 grupy – młodsza i starsza. W młodszej były 3 panie, wszystkie bardzo fajne. Jedna z nich bardzo mi pomogła, bo mając syna z zaburzeniami SI szybko zauważyła u Tobka problemy z integracją sensoryczną. Powiedziała mi gdzie iść na diagnozę, podpowiadała jak się z nim bawić, żeby mu pomóc i generalnie bardzo dużo się od niej dowiedziałam. Jej rola w całej historii jest duża, więc nazwijmy ją dla łatwiejszego rozeznania w temacie ciocią Olą. Po roku, czyli mając nieco ponad 2 lata Tobiś przeszedł do starszej grupy, w której były 2 inne ciocie. Jedną z nich określiłam jeszcze wcześniej jako “wojskową”. Bo często jak odbierałam Tobka, gdy jeszcze był w młodszej grupie i w szatni ubieraliśmy buty, to słyszałam jak opowiada rodzicom odbierającym starsze dzieci tonem “wojskowym”, choć niby z uśmiechem “Noo, Tymuś dziś nie zjadł zupy, drugie danie to ledwo ledwo, musiałam mu mamo pomagać! Proszę go pilnować w domu, żeby jadł sam, bo tu go nikt nie będzie karmił!” To wszystko było mówione niby miło, niby z uśmiechem, ale jednak tonem nieco pretensjonalnym. Gdy Tobek trafił do tej grupy, a było to po lockdownie to znowu wrócił etap porannego płaczu. Ale jak go odbierałam popołudniu, to był wesoły i uśmiechnięty. Próbowałam różnych sposobów, trochę pomagało szukanie rano na klombie przed przedszkolem mróweczek lub pajączka między kamyczkami.. Czasem próbowałam zgadywać co dziś będzie na obiad i wymieniałam różne zupy, a Tobiś kiwał lub kręcił głową na “nie” lub “tak”. Dodam, że idąc do tej grupy Tobek nie mówił nic, bo zaczął mówić mając 2,5 roku. Prawie przez cały rok były poranne dramaty mniejsze lub większe. Wszystko to zwalałam na karb tego, że on jest bardzo do mnie przywiązany i ma problem z przejściem ze stanu “bycie z mamą” na “bycie bez mamy w placówce”. Zresztą dzieci z zaburzeniami SI często mają z tym problem, więc to było dla mnie najlepsze wytłumaczenie. Gdy w sierpniu Tobiś kończył przygodę ze żłobkiem, przygotowałam podziękowania dla wszystkich cioć od Tobka. Ostatniego dnia rano zapukaliśmy najpierw do sali z maluszkami, żeby dać paniom małe upominki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że ciocia Ola już tu nie pracuje! A jeszcze 2, 3 tygodnie temu przecież ją widziałam! Dowiedziałam się, że nastąpiła redukcja etatów i jakoś dziwnie panie ze mną rozmawiały mówiąc, że nie mają z nią kontaktu, nie mogą jej nic przekazać itp. Akurat cioci Oli bardzo dużo zawdzięczam. Gdyby nie ona, to być może w ogóle bym z Tobkiem nie poszła na diagnozę SI do Pani Asi z Famigi, bo przecież pół roku wcześniej byłam z nim na diagnozie, gdzie dowiedziałam się, że “mój syn taki jest” i “wyrośnie z tego”, o czym pisałam kiedyś w poście gdzie szukać pomocy, gdy Twoje dziecko jest inne. Ciocia Ola mnie namówiła na wizytę w Famidze i to był dla nas strzał w 10, bo diagnoza Pani Asi baardzo dużo zmieniła! Odszukałam szybko ciocię Olę na facebooku, bo pamiętałam, że lajkowała zdjęcia dzieci na stronie żłobka i napisałam do niej z pytaniem, czy mogę się jakoś z nią spotkać, bo chciałam jej podziękować. Spotkałyśmy się jeszcze tego samego dnia, porozmawiałyśmy i jedno jej zdanie dało mi mocno do myślenia. “Mam nadzieję, że w przedszkolu będą Tobka dobrze traktować, biorąc pod uwagę jego zachowania. Bo w drugiej grupie w żłobku to różnie bywało..” . Jak się zapytałam co ma na myśli, to odpowiedziała trochę wymijająco, że “Wie Pani jaki Tobiś jest. I wie Pani jak było u nas. W tej drugiej grupie nie do końca rozumieją co to znaczą zaburzenia SI”. To był ostatni dzień Tobka w żłobku, więc trochę wtedy machnęłam na to ręką. Czekały nas potem 2 tygodnie przerwy i od września przedszkole. Pierwszy tydzień w przedszkolu, które znajduje się w budynku obok żłobka były ciężkie. Ale wiadomo – dzieci żłobkowe wróciły tu po 2-tygodniowej przerwie, a inne po raz pierwszy zostawały w placówce bez mamy. Rano znowu wrócił płacz i hasło “Chcę do domkuuuuu!“. Próbowałam różnych sztuczek z szukaniem mrówek i pajączka w kamyczkach włącznie, zrobiłam z Tobkiem obrazkowy plan dnia i kurcze, nagle bum! Przyszedł taki dzień, że podjechaliśmy pod placówkę, Tobiś wysiadł bez płaczu i poszedł do przedszkola! A dodam, że w tym okresie dzieci przekazywało się paniom w drzwiach. Rodzic nie miał możliwości wejścia do szatni, co było możliwe w żłobku i co dla dzieci było na pewno dodatkową trudnością. I generalnie tak jest do dziś. Tzn. nie ma rano płaczu, co najwyżej czasem zdarzy się hasło “Chcę zostać z Tobą w domku i się bawić!“. I jak się zaczęłam nad tym zastanawiać, to nagle mnie olśniło! Może te poranne płacze Tobka w żłobku wynikały z tego, o czym mówiła ciocia Ola? Może będąc w grupie u pani “wojskowej” faktycznie był nierozumiany i było mu tam źle? A że długo nic nie mówił, to nie mógł mi tego przekazać? Poza tym była jeszcze jedna kwestia. Cały czas byłam przekonana, że ciocia “wojskowa” ma na imię Kasia. A miała na imię Magda! Za to Kasia miała na imię pani, która przynosiła dzieciom posiłki z kuchni i pomagała przy karmieniu! Była taką pomocą w drugiej grupie. I nawet wtedy, gdy Tobiś już coś mówił i dało się z nim skomunikować, jak pytałam go o ciocię Kasię, to mówił, że ją lubi. On mówił o Kasi, a ja pytałam o Magdę! Totalne niedogadanie się! Do tego przypomniałam sobie moją rozmowę z ciocią Magdą “wojskową”. Kiedyś spotkałyśmy się w sklepie przy żłobku. Stojąc w kolejce do kasy zapytała mnie, czy Tobiś w domu też tak dużo płacze i się awanturuje? Odpowiedziałam jej, że tak, zdarza mu się, bo jest uparty i próbuje postawić na swoim. Zapytała mnie jak reagujemy na to w domu? Odpowiedziałam jej, że jeśli chodzi o błahe sytuacje, jak np. o to, że chce wodę w zielonym kubku, a ja nalałam mu do niebieskiego, to mu przelewam do zielonego i Tobek przestaje się awanturować. Na co ciocia odpowiedziała, że nie możemy mu tak ulegać, bo nam wejdzie na głowę, że trzeba mu stawiać granice itp. I w sumie na tym się rozmowa skończyła, bo doszłam już do kasy i przyszła moja pora na płacenie za zakupy. Przypomniałam sobie o tej rozmowie i znając mojego synka pomyślałam, że być może w żłobku było mu źle, bo np. został posadzony przy stoliku nie tam gdzie chciał. Może chciał siedzieć koło swojego ulubionego kolegi, a posadzono go obok dziewczynek? Dla pań to nic wielkiego, a dla niego mogło to być ważne i mógł się o to awanturować. Może ciocia czytała bajkę, która mu się nie spodobała? Albo trzeba było przyklejać coś klejem, a Tobek nie lubi mieć brudnych, uklejonych rąk? W każdej z tych sytuacji wystarczyło wytłumaczyć mu, że jeśli nie chce słuchać bajki, niech siądzie na końcu sali. Jeśli nie chce mieć uklejonych rąk, niech pójdzie do łazienki je umyć. ALE trzeba było poświęcić mu chwilę i wyjaśnić sytuację! Albo pójść z nim do łazienki i pomóc umyć ręce, czy buzię! W przedszkolu panie zostały poinformowane o problemach Tobka, choć muszę przyznać, że dzięki terapii bardzo dużo udało się z nim wypracować. Jak pytałam pod koniec września jak sobie radzi w nowym miejscu, to usłyszałam, że świetnie i że nie ma z nim większych problemów. Nie ma rano płaczu, a jak przychodzę po niego popołudniu, to czasem słyszę “Mamusiu, miałem fajny dzień! A Ty? Co robiłaś w pracy?“. I tak sobie myślę, że być może powodem nie było wcale rozstanie ze mną, a nie do końca dobre traktowanie Tobka w żłobku? Może nowe ciocie mają do niego inne podejście? Może też fakt, że jest starszy i potrafi powiedzieć o co mu chodzi ułatwia uniknięcie niepotrzebnych wrzasków i płaczu? Cieszę się i jestem z niego bardzo dumna, że tak dobrze ciocie się o nim wypowiadają. Że odnalazł się w nowym miejscu, że bierze udział w zabawach, robi prace plastyczne i potrafi opowiedzieć co dziś robili. I że problem z porannym płaczem zniknął! Historia Poli Pola, 11 lat, 6 klasa podstawówki. Mniej więcej od roku obserwujemy u niej zmianę w zachowaniu. Widać, że emocje biorą górę, hormony buzują i dojrzewanie wjeżdża pełną parą! Tak przynajmniej sądziliśmy do tej pory i na to zwalaliśmy jej wybuchy złości, nieadekwatne do sytuacji reagowanie na nasze uwagi, czy żarty. W zeszłym roku wysłaliśmy ją na zajęcia z TUS – trening umiejętności społecznych, bo sami nie wiedzieliśmy jak sobie radzić z jej emocjami. Podnoszenie głosu jak się jej zwróciło na coś uwagę, obrażanie się o byle co, zamykanie się w pokoju.. Jak nic dojrzewanie i hormony! Ale 3 dni temu nagle mnie olśniło! Popołudniu Pan Tata poprosił Polę, żeby wyrzuciła śmieci. “Tak, zaraz“. Klasyka odpowiedzi nastolatka. Godzinę później prośba została ponowiona i odpowiedź była podobna. Potem jeszcze raz ja jej o tym przypomniałam, a wieczorem mąż nie wytrzymał. Poszedł sam wyrzucić śmieci, bo wychodziły już ze śmietnika i powiedział, że ponieważ ona nie ma ochoty wyrzucić śmieci, to on nie ma ochoty dawać jej kieszonkowego w przyszłym miesiącu. I jak Pola to usłyszała to z oburzeniem i prawie łzami w oczach powiedziała coś w stylu “Nie dość, że od rana wszyscy mi dokuczają, to jeszcze Wy musicie!”. Zaczęłam ją ciągnąć za język i opowiedziała mi, co się wydarzyło w szkole rano. Chłopcy zajęli jej ławkę. Poprosiła ich, żeby poszli do swojej, na co odpowiedzieli jej, że Pani kazała im siedzieć w pierwszej ławce. Ok, usiadła gdzie indziej. Potem był wf, a po wfie chłopcy znowu zajęli jej miejsce. Ponownie ich poprosiła, żeby poszli do swojej ławki, a oni do niej z tekstem “Spier** i zamknij łeb!“. Hasło “Zamknij łeb!” już od niej słyszałam. Na moje wielkie oczy i oburzenie, córka odpowiedziała, że to “normalna odzywka w klasie”. Że wszyscy tak do siebie mówią i to “nic takiego”. Pola nie jest zbyt wylewna jeśli chodzi o opowiadanie tego, co było w szkole. Czasem coś powie, a czasem muszą z niej wyciągać. Ale faktem jest, że od pierwszej klasy 2 kolegów z przerwami jej dokucza. Wyzywają ją od głupich, grubych… I to oni zajęli jej 3 dni temu ławkę. Pola niestety jest z tych, którzy muszą mieć ostatnie zdanie. Nie da sobie w kaszę dmuchać, co akurat w tym przypadku działa na jej niekorzyść. Bo zamiast odpuścić, odwrócić się na pięcie i odejść, to ona wdaje się z nimi w przepychanki słowne i wyzywanie się wzajemne. A dla nich – w to mi graj! Ona jest jedna, ich jest 2, 3, czasem więcej. Za Polą niestety żadna dziewczyna się nie wstawia, bo pewnie boją się, że zaraz zajęłyby jej miejsce i to one byłyby “dziewczyną do bicia”. Skontaktowałam się szybko z kilkoma rodzicami z klasy Poli z prośbą o delikatne podpytanie dzieci jak to naprawdę jest. Wszyscy niestety potwierdzili, że tak właśnie chłopcy traktują moją córkę. I nie tylko, że ją przezywają, ale np. gdy coś opowiada, to potrafią jej wejść w słowo z tekstem “A po co to mówisz, ktoś Cię o to pytał?”. Serce mi pękało jak to słyszałam, bo przecież dla dorosłego takie potraktowanie przez drugą osobę jest przykre, a co dopiero dla 11-letniego dziecka? Przy okazji wyszło na jaw, że dzieci w klasie strasznie przeklinają! I to zarówno dziewczynki, jak i chłopcy. Zgłosiłam całą sprawę do wychowawczyni. Długo z nią rozmawiałam. Powiedziała mi, że to, że Pola nie chce opowiadać nic o szkole to klasyczne zachowanie dziecka w tym wieku. Że o ile w 4 klasie dzieci jeszcze opowiadają rodzicom co się wydarzyło podczas lekcji, to w 6, 7 klasie wolą rówieśników i nie chcą dzielić się z rodzicami historiami ze swojego życia. Że to, że Pola nie chciała, abym nic robiła w jej sprawie to też podobno norma! Że ona wie o niektórych sytuacjach, o których pewnie ja nie wiem. Że co tydzień z nią rozmawia i pyta, czy w klasie jest ok. I że mimo wszystko Pola jest bardzo lubiana w klasie, czego dowodem jest fakt, że została wybrana przewodniczącą klasy i pomimo trudnej konkurencji zdobyła najwięcej głosów! I jak tak sobie analizowałam różne sytuacje z przeszłości, to doszłam do wniosku, że hormony hormonami, dojrzewanie dojrzewaniem.. ALE przecież te wszystkie docinki od kolegów muszą się w niej kumulować i być może to nadmierne, głośne reagowanie w domu na nasze słowa jest właśnie efektem tych skumulowanych emocji! Złych emocji! Jak długo dorosły człowiek jest w stanie znosić docinki, wyzywanie, mobbing? No ile? A u niej trwa to z przerwami od pierwszej klasy, a jest w szóstej! Wiele razy z nią o tym rozmawiałam. Tłumaczyłam, prosiłam, odpuść, nie odpowiadaj na zaczepki, może im się znudzi? I były okresy, że mówiła, że jest okej, że jeden, czy drugi chłopiec nagle stali się dla niej mili. Że ją poczęstowali żelkiem na przerwie, czy coś pożyczyli. Ale za jakiś czas to wracało. Tyle, że do tej pory nie było w tym wulgaryzmów i takiego chamstwa! Na moje pytanie od kiedy klasa stała się taka “wulgarna” usłyszałam, że od końca 5 klasy. To wtedy zaczęły się przekleństwa i coraz bardziej chamskie teksty. Kurcze, ja też chodziłam przecież do podstawówki, ale aż takiego bezczelnego zachowania nie przypominam sobie! Mam teraz wyrzuty sumienia, że może byłam zbyt ostra dla Poli? Może czasem zbyt ostro do niej coś powiedziałam? A ona biedna, po całym dniu w szkole mogła naprawdę mieć już dość? I może dlatego tak lubi chodzić na zbiórki harcerskie i tak bardzo podobało jej się na obozie, który trwał aż 4 tygodnie – bo tam była traktowana normalnie? Nie było wyzwisk, dokuczania i docinek.. Z tego wszystkiego zapytałam ją, czy nie chciałaby zmienić szkoły, ale nie chce, twierdzi, że w tej jej dobrze. A ja na siłę jej przenosić nie będę. Cała ta sytuacja dała mi wiele do myślenia. Wydawało mi się, że mam dobry kontakt z córką. Że dużo z nią rozmawiamy. Ale widzę, że wiek dojrzewania ma swoje prawa i faktycznie coraz mniej od niej słyszę na temat “jej życia”. A jeśli już, to jest to wiedza wyciągana od niej tysiącem pytań. Najchętniej poszłabym do szkoły i wymierzyła tym pyskatym gówniarzom sprawiedliwość! Bo nikt nie będzie robił z mojej córki kozła ofiarnego! Ale wiem, że nie tędy droga. I trzeba to rozwiązać bardziej dyplomatycznie. Im dłużej nad tym myślę, a myślę od 3 dni tym więcej różnych sytuacji mi się przypomina. Ponieważ Pola rzadko się skarżyła na kolegów z klasy, dlatego jej zachowania nie kojarzyłam z problemami w szkole. A bywało tak, że jak zwróciliśmy jej w domu na coś uwagę, na przykład, że niedokładnie odkurzyła podłogę, bo pod stołem jest masa okruchów, to zamiast wzruszyć ramionami, powiedzieć Okeeej, zaraz poprawię czy coś w tym stylu, Pola często reagowała hasłem “Powiedz jeszcze, że jestem beznadziejna, głupia i do niczego!“. To była zupełnie nieadekwatna reakcja na sytuację i za każdym razem zastanawiałam się skąd się u niej bierze taka samoocena? Jakie są powody zachowania dziecka, że tak emocjonalnie reaguje? Przecież w domu raczej jest chwalona, w szkole ma dobre stopnie, pięknie rysuje, nie ma powodów, żeby ktoś ją tak oceniał, więc skąd u niej takie teksty? No to teraz już wiem! Jak to rozwiążemy? Na razie udało się zdziałać tyle, że do klasy przyjdzie na godzinę wychowawczą psycholog i po raz drugi w tym roku będzie im opowiadał o relacjach i wzajemnym szacunku. Bo jak to powiedziała wychowawczyni, im trzeba to mówić co chwilę, powtarzać jak zdartą płytę, bo raz jak się powie to za mało. Wychowawczyni wyśle do rodziców prośbę o porozmawianie z dziećmi na temat tego, jak się zachowują w szkole, jak się do siebie wzajemne odzywają itp. Choć jak sama stwierdziła, treść tej wiadomości musi dobrze przemyśleć. Już nie raz, gdy wystawiała w dzienniku elektronicznym komuś uwagę za nieodpowiednie zachowanie – dostawała odpowiedź zwrotną, że to niemożliwe, bo “moje dziecko jest w domu grzeczne”. Gdy w zeszłym roku chciałam iść z córką do psychologa, to rękami i nogami zapierała się, że nie pójdzie. Wtedy wpadłam na pomysł z TUS, a ponieważ to były zajęcia grupowe, to poszła chętniej. Wychowawczyni zapytała mnie, czy chcę i czy wyrażam zgodę, żeby w szkole z Polą porozmawiała pani psycholog? Zapyta ją jak się czuje w szkole, w klasie, taka “ogólna” rozmowa, z której być może dowiemy się coś więcej? Oczywiście się zgodziłam. Cieszę się, że wychowawczyni podeszła do tematu bardzo mądrze. Znając realia polskiej szkoły mogła mnie zbyć i powiedzieć, że przesadzam. W końcu wszystkie dzieci w starszych klasach przeklinają, więc to nic dziwnego. A że na pewno wynoszą to z domu, to mogłabym jeszcze usłyszeć reprymendę na temat tego, żebym sama nie przeklinała (!). Różne mogłyby się wydarzyć historie 🙂 Na szczęście ostatnie 2 dni były spokojne, przynajmniej tak twierdzi Pola. Nikt jej nie dokuczał, nie dogadywał, a w szkole było nawet fajnie. Zobaczymy jak długo to potrwa.. A mnie obie te historie pokazały, że powody zachowania dzieci czasem leżą tam, gdzie nawet byśmy nie szukali! Że szukać trzeba wszędzie. I dużo rozmawiać! Co prawda z Tobkiem jest to czasem trudne, bo na niektóre pytania jeśli nie wie co powiedzieć, bo na przykład nie pamięta odpowiada: “Ty powiedz” 🙂 Ale warto próbować. A że czasy mamy trudne, to na nastolatków trzeba patrzeć z dużo większą czujnością! Tyle było w ostatnim czasie nieszczęść z młodymi ludźmi w roli ofiar.. Moja córka od pewnego czasu pisze sobie po rękach kolorowymi pisakami. Robi wzorki, rysuje kości, maluje paznokcie. Najpierw jej mówiłam, że ma to zmyć, bo jak to wygląda? Jakby miała brudne ręce! Ale gdy powiedziała mi ostatnio, że robi to zamiast obgryzania paznokci, to stwierdziłam, że chyba niech robi tak, niż jakby miała się okaleczać, ciąć żyletkami, czy dawać upust emocjom w inny sposób.. Pilnujcie swoje nastolatki, próbujcie z nimi rozmawiać, bo jak widać, czasem wydaje nam się, że jest okej, a wcale nie jest!
Wytłumacz dziecku skąd się biorą dzieci – fachowa instrukcja dla rodziców. Jeżeli zupełnie nie wiesz, jak odpowiedzieć dziecku na pytanie „jak się robi dzieci”, możesz skorzystać z podpowiedzi. Przygotowaliśmy dla rodziców gotową odpowiedź na to często nurtujące młode umysły pytanie. Zacznij od podkreślenia, że cieszy
Co zrobić w sytuacji, gdy dowiadujesz się od swojej córki, że jakaś inna dziewczynka z jej szkoły była dla niej niemiła i zwyczajnie jest celem jednej dziewczynki lub ich grupki? Sami wiecie, dzieciaki potrafią być dla siebie nawzajem okrutne, ma to ogromny wpływ na rozwój społeczno-emocjonalny naszych dzieci. Jak pomóc córce lub synowi, gdy ktoś w szkole się nad nimi pastwi i sprawia im przykrość? Jak wesprzeć własną córkę by takie zachowanie nie było dla niej problemem ani by sama nigdy nie zaczęła tak się zachowywać wobec swoich rówieśników? Zapraszam na wpis o tym jak nauczyć Twoje dziecko walczyć z prześladowaniem i dokuczaniem w szkole i na podwórku. Znacie te sytuacje, córka wbiega do domu z płaczem, zaczyna unikać cię, nie chce chodzić do szkoły, czujesz, że coś się dzieje. Dzieciaki są fantastyczne, jednak nie raz same do siebie potrafią być okrutne. W dobie pogoni za pięknem, za markowymi cuchami i brakiem odpowiednich wzorców zaczynają być trudnymi dla innych, którzy niekoniecznie są podobni do nich samych. Wiele rzeczy może się zdarzyć, gdy nasze nastolatki starają się znaleźć swoje miejsce na ziemi, poznać samych siebie i zostać jednostką, która ma swój głos. Nie zawsze ten głos podoba się innym, nabuzowana głowa hormonami, presja otoczenia i stres dorastania dają się we znaki, jak wspierać nasze córki w byciu odpornym na takie zachowania? Pokaż i wytłumacz, jak wygląda zdrowa i dobra przyjaźń, już od najmłodszych lat, nie czekaj do powstania problemu, a powoli i systematycznie buduj świadomość. Rozmawiaj o tym, jak dzieci czasem się zachowują i podawaj przykłady odpowiedniego i nieodpowiedniego zachowania. Zainteresuj się i pokaż, że akceptujesz emocje swojego dziecka w relacjach z rówieśnikami. Nie bagatelizuj, nie mów – “Przestań, to nic takiego, nic się nie stało.” Rozmawiaj o różnych emocjach i używaj zwrotów jak — myślę, że możesz czuć się …, zrozumiem, jeśli poczułaś się…, tak bywa czasem, że czujemy… Upewnij się, że twoje dziecko wie, że to, co czuje, jest ważne, że troszczysz się o to i rozumiesz wagę uczuć swoich i swojego dziecka. Pokaż, że poczucie własnej wartości nie wynika z tego, jak wyglądamy, ani z tego, co mamy. Jako ludzie możemy być różni genetycznie, nie ma to najmniejszego znaczenia, ucz swoje dziecko, że prawdziwą wartość nosi w sobie. Nieważne co powiedzą inni i jak zachowują się inni, dokuczanie w szkole nie zmienia tego jak wartościową osobą się jest. Jeśli trudności są większe, niż się wydawało albo czujesz się mało pewnie, nie wstydź się zaproponować terapeuty dziecku. Zdrowie mentalne mamy jedno, okres dojrzewania jest kolejnym okresem po okresie przedszkolnym, gdy nasz mózg rozwija się w niesamowitym tempie. Warto by miał dobre wsparcie, emocje, lęki, samoocena, poczucie wartości i bycia częścią grupy może przysporzyć niejednemu trudności. Nie bójmy się szukać pomocy, nie traktujmy tego jako tabu czy coś skrajnego. To zwyczajnie wsparcie lekarza czy specjalisty. Przeziębienia czy złamania nie bagatelizujemy, wiec, dlaczego mielibyśmy “olać” stan naszej głowy? Naucz swoje dziecko walczyć z tyranizowaniem w szkole czy na placu zabaw, naucz odpowiadać na nieprawdziwe oskarżenia i złe traktowania. Na przykład, gdy ktoś będzie je zastraszał czy mentalnie dokuczał, niech powie – „To, co mówisz, jest krzywdzące i nie jest prawdą”. Nikt nie zasługuje, by ktoś inny w taki sposób się do niego odzywał. Do dzieciaków, które znają swoją wartość, nikt nie chce „podskakiwać”, skoro ich słowa nie są w stanie ich skrzywdzić, dadzą sobie spokój. Tłumacz dziecku jak mantrę — pamiętaj, że nie jest to prawdą, bo oboje wiemy, jak bardzo wartościową osobą jesteś i nigdy nie zapominaj o tym. Ostatnio na urodzinach jednej z koleżanek mojej córki, doszło do słownej przepychanki, ktoś komuś zabronił się bawić, ktoś kogoś wykluczył. Mała drama siedmiolatek. Moja córka była w stanie powiedzieć, że to nie jest fair i stanąć w obronie pokrzywdzonej, totalnie zaskakując koleżanki. Pamiętajcie, nigdy nie jest za wcześnie na rozmawianie o emocjach. Ave
Jeśli rozmowa kończy się pozytywną opinią ze strony dyrektora, to rodzice powinni się udać do dotychczasowej szkoły po druk przeniesienia dziecka. Druk ten wraz z innymi dokumentami należy dostarczyć do nowej szkoły. Na tym właściwie kończą się formalności. Cała procedura może trwać zaledwie 1–2 dni .
Porady naszych EkspertówWitam, Jestem mamą dwóch chłopców: 9-latka i 5-latka. Mój starszy syn uczęszcza do 3 klasy, młodszy do przedszkola. Relacje między nimi są w normie, czasem się kłócą, za chwilę godzą. Potrafią świetnie współpracować. Od niedawna zauważyłam, że czasem się brzydko przezywają. Od kilku miesięcy mam problem ze starszym synem. Często mówi mi, że boli go brzuch albo głowa i nie chce wtedy iść do szkoły. Powiedział mi, że koledzy mu dokuczają, przezywają, a czasem biją. Rozmawiałam już o tym z wychowawcą klasy. Nawiązałam kontakt z psychologiem i pedagogiem w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Niestety jestem bardzo rozczarowana postawą "specjalistów". Po pierwszej rozmowie z panią wychowawczynią nie zaobserwowałam żadnych rekcji ze strony szkoły. Po drugiej, którą odbył mąż, coś drgnęło - pani zaczęła dopytywać syna czy wszystko u niego w porządku. Podczas rozmowy z psychologiem i pedagogiem byłam załamana postawą pań. Odbyłyśmy rozmowę przy dziecku. Pani psycholog nie znając mojego syna od razu założyła, że to on może być przyczyną zachowań agresorów, przy tym nie wskazała absolutnie żadnych sposobów na to jak sobie radzić w takiej sytuacji. Widziałam ile kosztuje moje dziecko słuchanie tego. Miał łzy w oczach. Jest on wrażliwym dzieckiem. Czasem żeby wyciągnąć od niego jakieś informacje muszę długo czekać i dowiaduję się, że coś się zdarzyło po kilku dniach. Jednocześnie jest bardzo towarzyski i inteligentny, ma wiele zainteresowań. Do poradni psychologiczno-pedagogicznej trafiliśmy dlatego, że jedna z nauczycielek przy wszystkich uczniach w klasie powiedziała mojemu dziecku, że powinien z mamą pójść do poradni bo ma dysleksję. Mój syn do tej pory przeżywa ten fakt, a część dzieci śmieje się, że jest dyslektykiem. Zakupiłam na własną rękę kilka książek z bajkami terapeutycznymi "Śmierdzący ser", które znalazłam przeszukując internetowe strony. Widzę, że mój syn bardzo się utożsamia z głównym bohaterem. Sam przeczytał sobie książkę i zrobił to bardzo szybko. Ja również ją przeczytałam i staram mu się pomagać ćwiczyć odpowiednie reakcje, ale przezwiska nadal go dotyczą i bolą. Co robić? Jak mogę jeszcze pomóc dziecku? Agnieszka Witam, należy ponownie udać się do wychowawcy. Nie można dopuścić do tego, że ta sytuacja nadal będzie dotykała synka. Niestety czasem specjaliści z placówki nie potrafią pomóc dziecku. Wielu dorosłych ludzi uważa, że "tak już jest, że dzieci sobie dokuczają". Synek ponosi tego ogromne koszty. Proszę go zapewnić, że Państwo mu pomożecie. Warto poszukać organizacji, które zajmują się tematyką przemocy w szkole. Może współpraca takiej placówki z wychowawcą oraz psychologiem szkolnym odniosłaby rezultaty. Można również porozmawiać z Panią dyrektor składając jednocześnie pismo. Warto zaznaczyć, że wasze dziecko nie jest w szkole bezpieczne i dopóki sytuacja nie zostanie rozwiązana to nie możecie posyłać syna do szkoły, bo jest to szkodliwe dla jego rozwoju. Myślę, że taka postawa musi się spotkać z reakcją Pani dyrektor oraz nauczyciela. W ostateczności warto nawet pomyśleć o zmianie szkoły. Pozdrawiam Katarzyna Osak Portal ma przyjemność współpracować z gronem ekspertów, jednak często problemy wymagają pilnej lub dodatkowej porady medycznej. nie ponosi żadnych konsekwencji wynikających z zastosowania informacji zawartych w niniejszym serwisie. Zalecamy bezpośredni kontakt ze specjalistą w celu konsultacji danego problemu. Po zgłoszeniu pytania, zostanie ono po akceptacji redakcji umieszczone wraz z odpowiedzią konkretnego eksperta.
– Im dziecko starsze, tym mniej powinniśmy je kontrolować. Zadania domowe dostają już dzieci w zerówkach, a uczniowie klas 1-3 szkoły podstawowej spędzają nad pracami domowymi średnio około godziny dziennie. W ich przypadku pomoc rodzica bywa nieodzowna, gdyż nie są w stanie same sobie zorganizować pracy.
Ostatnie zmiany: 28 czerwca 2019 O znęcaniu, dręczeniu czy zastraszaniu mówimy wówczas, gdy dziecko jest krzywdzone przez inne dziecko lub grupę dzieci – i jest to działanie dotkliwe, celowe i trwa przez dłuższy czas. Znęcanie się – niestety - jest zjawiskiem powszechnie występujących w szkołach, na podwórkach, w grupach rówieśniczych. Skąd skala zjawiska? A i jakie są rzeczywiste dane? Często przecież złapanie winnych jest utrudnione, ponieważ są oni dręczycielami wyrafinowanymi - ich poczynania są niezauważalne dla osób postronnych. Problem oficjalnie więc nie istnieje, winni nie są ukarani - tylko ofiarom ciężko jest żyć i się bronić. Znęcanie może przybierać różne formy: bójki, zaczepki i rękoczyny, zabieranie, niszczenie rzeczy, nieprzyjemne uwagi, przezwiska, szydzenie, ośmieszanie - dręczenie werbalne, nieprzyjemne spojrzenia – próby zaszczucia, groźby, zastraszanie, wmuszenia, rozpuszczanie plotek – w klasie, w szkole, a nawet w internecie, izolowanie od grupy – choćby w grach zespołowych i wspólnych zabawach. Dlaczego tak się dzieje? Nie ma jednego, uniwersalnego powodu, dlaczego niektóre dzieci stają się tyranami, a inne ofiarami. Zazwyczaj dręczycielami stają się dzieci agresywne, bojowo nastawione do świata, na swe ofiary wybierając łatwy cel, jednostki – w swojej ocenie - słabsze, które nie będą mogły lub chciały się bronić; są ciche, nieśmiałe, ułomne czy z jakiś powodów niepopularne w grupie. Dziecko, które jest zastraszane, najczęściej przeżywa traumę – a jej skutki mogą być dotkliwe na długo po tym, jak problem zostanie rozwiązany. Nękane dziecko może być: smutne, samotne i zamknięte w sobie – nie chce wyjść ze swoim problemem na zewnątrz, czuje się upokorzone, wstydzi się sytuacji, w jakiej się znalazło, boi się przyszłości - eskalacji konfliktu, brak mu pewności siebie, ma niską samoocenę, źle o sobie myśli – może nawet czuje, że zasługuje na takie złe traktowanie przez innych, żyje w stresie, próbuje unikać kontaktu z oprawcą – nie chce chodzić do szkoły czy na podwórko,może przezywać depresję i mieć myśli samobójcze. Jak pomóc nękanemu dziecku? Przede wszystkim bądź otwarty na możliwość, że twoje dziecko może być zastraszane – to się dzieje nie tylko na filmach. Uważnie obserwuj swoje dziecko. Jeśli widzisz, że jest inne niż zazwyczaj – pytaj, co się dzieje. Bądź otwarty na dialog, zachęcaj do rozmów i zwierzeń, ale - to ważne - uważnie słuchaj. Jeśli twoje dziecko mówi, że jest zastraszane – nie bagatelizuj problemu, nie udawaj, że go nie ma. Jeśli ono czuje, że jest nękane - uwierz w to i zacznij działać. Bierz swoje dziecko na poważnie. Powiedz, że dziękujesz za zaufanie i cieszysz się, że ci powiedziało o swoich kłopotach. Zapewnij je, że miało rację, że ci się zwierzyło. Nie obwiniaj dziecka! Ono na pewno nie zrobiło niczego, za co mogłaby spotkać je tak okrutna kara. Jednocześnie przyjrzyj się dziecku – zastanów się, dlaczego inne dzieci mu dokuczają. Może jego opowieści naprowadzą cię na jakiś trop, a ty będziesz umiał mu w tym pomóc. Porozmawiaj ze swoim dzieckiem i wypracujcie sposoby rozwiązania problemu. Rozmawiajcie, jak twój syn czy córka mogą się bronić, jak reagować. Jeśli czujesz, że dziecko nie daje sobie rady z tym brzemieniem – skonsultuj się z psychologiem. Zapisz dziecko na zajęcia pozalekcyjne – treningi sztuki walki, piłki nożnej czy choćby basen. Niech realizuje swoją pasję, to pomoże mu nie tylko odreagować stres, ale poczuje się mocniejsze – to pozwoli mu na odbudowanie pewności siebie i wiarę we własne siły. Nie obiecuj zatrzymać problemu zastraszania w tajemnicy – działanie wymaga bowiem współpracy i otwartego rozpatrzenia kwestii. W pojedynkę nic nie zdziałasz. Jeśli dziecko jest dręczone poza szkołą - porozmawiaj z jego rodzicami. Jeśli nękanie ma miejsce w szkole – powiadom dyrekcję, wychowawcę, pedagoga. Nauczyciele nie zawsze wiedzą, że dziecko jest prześladowane. Przedstaw sprawę jasno – liczysz na współpracę ze strony szkoły, a i nie pozwolisz na agresywne zachowania w stosunku do swojego dziecka. Nawet wówczas, gdy władze szkoły zapewnią cię, że potraktowały zgłoszenie poważnie i podejmą wszelkie kroki, żeby rozwiązać problem, pozostań z nimi w kontakcie – trzymaj rękę na pulsie. mzb
siekierą "strach się bać kochanie". Kocha dzieci? Pewnie tak. Ale pozwala na to, że dziecko bije i pluje na nauczycielki i inne dzieci. Wychowujemy w domu a nie żądamu od przedszkola, że zrobi za nas wszystko. Pewnie mamusia nie mogła znieśc, że jej dziecko nie jest lubiane na grupie. Taka metoda zwrócenia uwagi na siebie.
Mam problemy w szkole z nauczycielami nauką i rówieśnikami, więc może zacznę od początku mam 14 lat w styczniu 15 i codziennie mam myśli samobójcze, w przeszłości miałem próby samobójcze ciąłem się rozmawiałem z szkolnym psychologiem i z policją ale nie powiedziałem wszystkiego co mnie ciągnie w dół, za nie zaniedbywam szkołę bo nie chce się uczyć jestem w 8 klasie przeszedłem warunkowo, nauczyciele ciągle mi dokuczają tym że jestem "uzależniony od komputera" a ja siedzę przed komputerem dlatego że to jest jedyna rzecz kiedy zapominam o swoich problemach, mam tylko jedną osobę której mogę zaufać mojemu przyjacielowi poznanemu 3 lata temu przez internet jak coś mnie gryzie rozmawiam z nim o tym lecz tym razem znowu mi zaczęły dokuczać myśli samobójcze i to takie że chce uciec z domu i już nigdy nie wrócić kłócę się w kółko z mamą bo nie chodzę codziennie do szkoły bo nie lubię tam wracać ostatnio była taka sytuacja że podszedłem na lekcji matematyki do tablicy nie wiedziałem co zapisać a pani perfidnie cytuje : "Tak właśnie wygląda przykład człowieka który jest uzależniony od komputera", chciałbym w to wierzyć ale ja nie jestem uzależniony ja po prostu zawsze byłem nie śmiały, wstydliwy, i nie lubię szkoły, jak np się spóznie na lekcji to pani trzeba było grać całymi nocami a ja nie gram na komputerze w nocy, tylko w dzień jak jestem w domu i odstresuwuje się czasami grami, lecz już nie zabaradzo gram wole robić muzykę i wspierać przy tym znajomych przez internet, w szkole czuje się jak bym coś im zrobił, próbowałem się zabić raz przez szkołe podduszając się, drugie podejście było podcięcie żył lecz tylko blizny mi zostały a mi nic się nie stało, i teraz znowu próbuje się zabić lecz jak biorę żyletkę do ręki brakuje mi odwagi by popełnić samobójstwo chciałbym robić swoje czyli muzykę ze znajomymi przez internet, w realnym życiu nie mam prawie znajomych tylko w szkole i to tyle, uważają że gram w gry 24/7 a wcale tak nie jest max 5/6 godzin siedze oglądać serial "The Walking Dead" słucham wykonawców muzyki takich jak "Young Igi", "Młody Wariat" ( mój znajomy ), "Young Multi", "Bedoes", "White 2115", "Moli", i wiele więcej mamie nie odpowiada muzyka której słucham bo mama nie przepada za Hip Hopem, Trapem, słucham muzykę dlatego że od stresuwuję się od tego, mam depresje przepraszam że się tak rozpisałem ale chciałem wydusić z siebie co przeżywam... czekam na odpowiedz :(
9AUHV.
  • a7oll4ej06.pages.dev/325
  • a7oll4ej06.pages.dev/5
  • a7oll4ej06.pages.dev/344
  • a7oll4ej06.pages.dev/20
  • a7oll4ej06.pages.dev/191
  • a7oll4ej06.pages.dev/281
  • a7oll4ej06.pages.dev/49
  • a7oll4ej06.pages.dev/282
  • a7oll4ej06.pages.dev/12
  • dzieci dokuczają mojemu dziecku w szkole